Strony

niedziela, 29 grudnia 2013

Podsumowując...

Zaczęłam 2013 rok bardzo pozytywnie: jako osoba "dorosła", z chłopakiem, na którym mi zależało i przyjaciółmi u boku, z czystym umysłem i spokojnym sercem. Miało już tak pozostać, a jednak po przeminięciu tych już prawie 365 dni, siedząc na kanapie z kubkiem kawy, odliczając dni do Sylwestra stwierdzam, że znowu zmarnowałam kolejny rok. Kolejny pieprzony rok.
Znalazłam swoje zeszłoroczne postanowienia noworoczne. Wielkie plany, patetyczne słowa, górnolotne obietnice... bla bla bla... Z dwudziestoczteropunktowej listy udało mi się wypełnić dwa postanowienia. I to takie, na które właściwie jakiegoś ogromnego wpływu nie miałam. A dwa inne odwróciły się o 180 stopni. Totalna coroczna beznadzieja.
I tak w tym roku stworzę następną listę, którą znajdę kilka dni przed nastaniem 2015 roku, przeczytam ją i pomyślę "Znowu wszystko szlag trafił". Jak w tym roku. Jak rok temu. I jak wiele poprzednich lat. To już się staje nudne.

Zeszłoroczny Sylwester obfitował w chwile śmiechu, płaczu i zmywania wymiocin ze ścian. Ohyda. Ale mając pod ręką doświadczonego warszawskiego (ha! szpan) imprezowicza jakoś sobie z tym wszystkim poradziliśmy i poza różnymi kawałkami jedzenia pochowanymi w najgłębszych zakamarkach domu nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek miała miejsce jakaś większa impreza. W sumie całkiem dobry początek roku i mojego pseudo-dorosłego życia. Osiemnaste urodziny. Hell yeah!
Dalsza część roku była swego rodzaju sinusoidą stanów i emocji, które mną targały. Od miłości do nienawiści, od euforii do depresji, od empatii do antypatii.
Wakacje jakoś przeminęły. Odświeżyłam kilka kontaktów, spotykałam się z ludźmi, których nie widziałam szmat czasu, bawiłam się na kilku naprawdę fajnych imprezach, a gdy już miałam dość szłam do kumpla i razem wchodziliśmy na drzewo by napić się w spokoju piwa i pogadać o totalnych pierdołach. Właściwie często go odwiedzałam - często miałam już po dziurki w nosie wszystkich i wszystkiego.
Początek roku szkolnego nie był jakiś bardzo kolorowy. Przez tydzień w moim domu mieszkał Brazylijczyk, później trzy dni spędził u mnie chłopak spod Białorusi i nasza wspólna koleżanka. Dopiero pod koniec października dużo rzeczy zaczęło się jakoś układać. Poznałam masę nowych ludzi, nawiązałam wiele ciekawych znajomości, chyba dzięki nim zmieniłam trochę spojrzenie na wiele spraw.
Święta przeżyłam. Chociaż moja irytacja osiągnęła w tym roku apogeum. Wszystko mnie wkurzało, kłóciłam się ciągle z moją rodzicielką, z pasterki wróciłam rzucając takimi wiązankami przekleństw, że uszy więdną. Nocami się uspokajałam. Noce to jedyne momenty, kiedy miałam spokój i nikt niczego ode mnie nie chciał. Rozmawiałam tylko z ludźmi, z którymi chciałam rozmawiać tylko na tematy, które chciałam poruszać. Przeczytałam wiele miłych i ciepłych słów, które pomagały mi potem zasnąć. Odrobina szczęścia w te święta.
I tak to trwa do dziś.
Wczoraj zakupiłam wreszcie długo wyczekiwane glany, które już strasznie mi obtarły kostki. Ale co tam, dla miłości trzeba trochę pocierpieć! A zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia.

Ten rok na szczęście się już kończy. 
Już pojutrze zaczynamy od nowa.
To będzie ostatni rok mojej nastoletniości.
2014 - please be good to me.

2 komentarze:

  1. Moje postanowienie na 2014: nie robić żadnych postanowień. Polecam, KOŃ.

    OdpowiedzUsuń