Strony

sobota, 15 marca 2014

Ona i jej trup.

Zawsze chciała mieć trupa w piwnicy.
Ubierałaby go jak dużą lalkę.
Robiła makijaż.
Układała włosy.
Malowała paznokcie.
Zawsze chciała mieć trupa w piwnicy.
Chodziłaby do niego na obiady czwartkowe.
Kupowała mu prezenty.
Czytała poezję.
Śpiewała piosenki.
Zawsze chciała mieć trupa w piwnicy.
Opowiadałaby mu różne historie.
Zwierzała się z tajemnic.
Pokazywała zdjęcia ciekawych ludzi.
Pytała go o zdanie.
Zawsze chciała mieć trupa w piwnicy.
Ale nie ma piwnicy.
Więc trzyma go na strychu.

poniedziałek, 10 marca 2014

Szkoło... co dalej?

Usiedliśmy na murku pod torami, spuściliśmy nogi nad strumyk, czy raczej rów melioracyjny, wygrzewaliśmy się w słońcu. Towarzyszył nam szum wiatru, wrzaski jakiejś nieokrzesanej dzieciarni, turkot kół przejeżdżających pociągów i zapach palonego tytoniu. Trochę milczeliśmy, trochę rozmawialiśmy. Odebraliśmy po mandacie i poszliśmy dalej.
Jak każdy nastolatek, tak i my, radzimy sobie z wieloma problemami, licytując się, kto ma bardziej przesrane w życiu. Jak każdemu nastolatkowi towarzyszą nam tzw. ból dupy i ból istnienia. Ale prawda jest taka, że wcale nie jesteśmy jacyś bardzo zdołowani - jedynie znudzeni rutyną, która się bardzo dobrze zadomowiła w naszej krótkiej jak dotąd egzystencji.

Jesteśmy teraz na tym etapie życia, kiedy trzeba zadecydować, co dalej. Matura. Matura to bzdura. 
Zostało nam niewiele czasu, co to są 24 dni robocze? A ja czuję, że nadal nic nie umiem. Te dwanaście lat edukacji nie dało mi tyle, ile bym oczekiwała. Wiem, jak zbudowany jest pantofelek, znam sześćdziesiąt wersów Inwokacji na pamięć, pamiętam, w którym roku powstała pierwsza bajka wytwórni Walta Disney'a w kolorze... Po co?
Szkoła jednak nauczyła mnie też wielu rzeczy, których nie miała na celu. Umiem przetrwać około 50 godzin bez snu, umiem wykręcać się od odpowiedzialności za niektóre przewinienia, umiem obmyślać genialne plany zbrodni doskonałych. Gratuluję Szkoło, stworzyłaś wiele takich "dzieci", jak ja. Oby tak dalej! Tworzy się społeczeństwo psychopatów i socjopatów.
Dwadzieścia cztery dni.
Co dalej? Prawo jazdy, CAE, praca, Białoruś, Litwa, Woodstock, własne mieszkanie, studia...
Łudzimy się, że gdy zerwiemy większość kontaktów, które jesteśmy zmuszeni teraz utrzymywać to coś się zmieni. Znajdziemy innych znajomych, przeprowadzimy się do innych miast - każde z nas pójdzie w swoją stronę. Liczymy na to, że studia będą oznaczać dla nas, że wszystko poprzewraca się nam o 180 stopni. Tak głupio chcemy wierzyć, że za te kilka miesięcy będzie lepiej. 
Będzie inaczej.

Ja to się trochę boję. Przeraża mnie ta perspektywa samodzielnego utrzymywania się, mieszkania z dala od matczynego garnuszka, pogodzenia nauki z pracą... a z drugiej strony wyczekuję tego z niecierpliwością.
Pozostało mi 9 i pół miesiąca nastoletności. 296 dni. 
Ta zbliżająca się dwójeczka z przodu w rubryce "wiek" utwierdza mnie w przekonaniu, że decyzja o wyprowadzce i całkowitym usamodzielnieniu się jest jedną z najlepszych, jakie podjęłam w życiu. 

Czasami mam ochotę tak jak Tate Langdon w "American Horror Story: Murder House" pójść do szkoły z karabinem i wszystkich powystrzelać.
Ale potem sobie przypominam, że zostało mi tylko 24 dni.



Ogłoszenie parafialne:
Razem z K. poszukujemy jeszcze 2-3 osób do wynajęcia mieszkania. 
Łódź, Śródmieście, okolice WMiI na UŁ.
Nie spieszcie się, jest dużo czasu.

niedziela, 2 marca 2014

Insomnia


Człowiekowi najtrudniej jest się oszukiwać między 3 a 6 nad ranem. Wtedy też nasze serca zwalniają i coraz bardziej zbliżamy się do śmierci. Ale nie spać o tej godzinie to  jak żyć podczas umierania. Znowu mnie to dopada. 
Bezsenność. 
Noce spędzone na rozmyśleniach, pracach twórczych, rozmowach z takimi, jak ja, dzwonieniu do grzecznie śpiących ludzi tylko po to, by ich obudzić, obmyślaniu planu zawładnięcia światem i bezczynności. Co dzisiaj jest w mojej głowie?


Matura zbliża się wielkimi krokami. Zostały dwa miesiące. DWA MIESIĄCE. Jak to krótko brzmi. 
Nie boję się matury, nie mam czego. Zawsze mogę zdawać w przyszłym roku, nieprawdaż? 
Ale nie, to nie maturą żyję. Chociaż chyba powinnam.
Żyję teatrem. Żyję sztuką moją i Beaty - obie ciężkie, obie psychologiczne, obie przytłaczające. A jednak jest w nich coś takiego, co spodobało się mojej muzie. Więc gramy! Ale to już ostatnie moje podrygi w tym kole teatralnym. Tylko za tym będę tęsknić, gdy skończę tę szkołę. Tylko? Na pewno? 
Dzięki niemu poznałam Weronikę - moją muzę i motywatorkę. 
Dzięki niemu powrócił Artur, za którym strasznie tęskniłam.
Dzięki niemu robię to, co kocham...


Wpadam w stan bezgranicznego szczęścia i euforii. Cieszy mnie kompletnie wszystko, co spotkam na swojej drodze. Nawet mama w złym humorze była dla mnie czymś wspaniałym. Gdybym mogła to tańczyłabym właśnie jakiś dziki afrykański taniec radości.
Ale nie mogę, bo nie mam nogi.


Zapaliłam świeczki, położyłam się na kocu na podłodze, słucham starych piosenek, rysuję.  W tym półmroku wszystko wydaje się być piękniejsze. Nawet mój fotel obrzucony ciuchami wygląda dość majestatycznie.
Rysuję pięknego długowłosego muzyka o smutnych oczach i ciepłym uśmiechu, który potrafi stopić lód.


Patrzę na przesuwające się wskazówki zegara wiszącego na ścianie. 
3:04.
Już się nie oszukam. Przez kolejne trzy godziny będę szczera sama ze sobą. 
Dlaczego nie możemy porozmawiać teraz? Teraz, gdy mogłabym powiedzieć Ci wszystko? 
Bo śpisz. Normalni ludzie o tej godzinie śpią.


Samuel zaczął się znowu odzywać. 
Czego ode mnie chcesz?!

Oh, ironio...