Strony

czwartek, 7 maja 2015

Bez zmian.

Od kilku miesięcy nic się specjalnie nie zmienia w moim życiu. Studia, AIESEC, praca. I ktoś
No tak, zdarza się.


Porzuciłam teatr, o którym jeszcze niedawno pisałam z takim uwielbieniem. Nie. To jednak nie to, na pewno nie to.
Nie zrozum mnie źle, ja nadal kocham teatr i wszystko, co z nim związane, ale po pewnym przychodzi taki moment, w którym zaczynamy dostrzegać wady tego, co wcześniej idealizowaliśmy. 
(Czy ja nadal mówię o teatrze...?)
Kocham moment, w którym dostajemy nowy scenariusz. Szczególnie, gdy sami mamy sobie wybrać role. Siadamy, czytamy, dzielimy się spostrzeżeniami... Najczęściej się ze sobą zgadzamy. Szczególnie wtedy, gdy każdy z nas dostanie do ręki egzemplarz jakiegoś kompletnego gówna.
Kocham pierwsze próby, gdy jesteśmy na świeżo z nowym tekstem i zaczynają się tworzyć jeszcze raczkujące i nieraz absurdalne, awykonalne pomysły.
Kocham przygotowania przed samą premierą. Sto razy przypominamy sobie, czego jeszcze potrzebujemy. Do niedawna chwytało się za telefon i "Damiaaan... Mógłbyś wziąć z domu...?", później sytuacja zrobiła się troszeczkę zbyt skomplikowana.
I najważniejsze, kocham premierę, kocham patrzeć na moich rodziców siedzących na widowni, na przyjaciół, którzy przychodzą, choć piątkowy wieczór mogliby spędzać inaczej, na pozostałych aktorów, z którymi stworzyliśmy "coś" z kilku słów nabazgranych na kartce papieru.

Nadal trwam na studiach, które czasami doprowadzają mnie do szału, do płaczu i do randomowych podróży gdzieś na koniec Polski.
Poszłam na matematykę nie chcąc być matematykiem.
Poszłam na specjalność nauczycielską nie chcąc być nauczycielem.
Po kilku tygodniach praktyk w szkole podstawowej (nawiasem mówiąc, mojej szkole podstawowej) odkryłam, że to była dobra decyzja. Chcę uczyć. Naprawdę chcę uczyć. I bardzo lubię dzieci.
Może jednak niektóre wybory, które początkowo wydają się totalnie do dupy, po pewnym czasie okazują się bardzo dobre?

Większość mojego wolnego czasu poświęcam AIESEC. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy chciałam to rzucić w cholerę i zrezygnować w połowie projektu. A gdy projekt się kończył, ogarniało mnie uczucie pustki i decydowałam się na następny.
Teraz jest tak samo.
Wkurzam się na siebie. Wkurzam się na masę obowiązków. Wkurzam się na wolontariuszy, z którymi mam rozmawiać na Skype. Wkurzam się na sekretarki w szkołach, które nie chcą mnie przełączyć do dyrekcji. Wkurzam się.
A potem znajduję sobie cel, punkt zaczepienia, i poświęcam mu całą uwagę, kompletnie nie zajmując się tymi wszystkimi innymi rzeczami.
Tak jest też teraz.
Wymyśliłam sobie coś, co chcę osiągnąć i choćbym miała stanąć na rzęsach to tak się stanie!
A co jest najlepszego w AIESEC? Konferencje! Trudno o lepszą zabawę. Trzy dni gdzieś w jakiejś głuszy, dużo alkoholu, wielu fantastycznych ludzi (często też z zagranicy), imprezy tematyczne... 
Czekam z niecierpliwością na kolejną!

~ * ~

A jednak mimo to czasem mam ochotę wszystko rzucić w cholerę.
Najczęściej ogarnia mnie takie myślenie po dłuższych spotkaniach z K. Dotyczy to głównie wszelkich relacji międzyludzkich i związków. Dlaczego?

2 komentarze:

  1. Pytasz dlaczego?
    Sadząc po (chyba) dwóch latach prowadzenia bloga bardzo niewiele się zmieniłaś pod tym względem. . .

    Pozdrawiam Gabriela Hermes

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciąż masz ochotę wszystko rzucić w cholerę.
    Wciąż zmiany i brak zmian.
    potrzeba obowiązków i zarzekanie na to że jest ich tyle.
    Miłość to teatru i odtrącanie go.
    Mężczyzna (zawsze jakiś bedzie ;-])
    Działając w ten sam sposób nie oczekuj innych efektów . . . itd.

    Pozdrawiam Gabriela Hermes

    OdpowiedzUsuń