Strony

piątek, 29 listopada 2013

Despotyczna służąca

Ostatnie dwa tygodnie były męczarnią dla mojego organizmu, mózg mi już chyba obumarł od niedostatku snu i zbyt wielu godzin na nogach. Nie sądziłam nigdy, że szykowanie sztuki może być tak bardzo czaso- i pracochłonne.
Przez ostatnie kilka dni dużo rozmawiałam z Weroniką. Mówiłyśmy nie tylko o sztuce, ale także o masie innych rzeczy: marzeniach, lękach, ludziach, odwadze... Nie przypuszczałam, że tak się polubimy, naprawdę.
Już po premierze.
Kurtyna opadła, emocje się ustatkowały, adrenalina, która trzymała mnie na nogach powoli ze mnie schodzi robiąc miejsce dla życiodajnego snu.
Przyszła najważniejsza dla mnie w tym momencie osoba - Artur. Spóźniony, ale obecny. Nie mogłoby go zabraknąć, był przecież przy nas przez kilkanaście ostatnich godzin prób, wspierał, radził i komentował.
Pojawiła się również Ewelina, która bardzo mnie podbudowała psychicznie przed występem,
Sebastian, który sprawił, że na chwilę przestałam się tak denerwować,
Musiał, który MUSIAŁ być, bo od ponad roku umawiamy się na teatr,
Robert, którego się nie spodziewałam, ale jego przybycie mnie strasznie ucieszyło.
Weronika z Olkiem byli rewelacyjni. Cudownie mi się z nimi gra, tworzymy naprawdę fajne trio. Profesor, który postradał zmysły i jego despotyczna służąca to idealne towarzystwo do śmierci.
Pianino, książki, noże, karafka z nieznanym napojem...
"Arytmetyka prowadzi do filologii, a filologia do zbrodni!"

Weroniko, wiem, że to czytasz. Naprawdę się cieszę, że Cię poznałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz